Martin Wallace kiedyś kojarzył się wyłącznie z ciężkimi grami, często mocno osadzonymi w historycznych realiach konkretnego regionu i konkretnej epoki. Ostatnimi czasy stworzył jednak kilka znacznie lżejszych gier (Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie w naszym wywiadzie). Czy P.I. jest powrotem do „starych, dobrych czasów”? Nie, ale i tak jest naprawdę niezłą grą.
Kiedy myślę o grach detektywistycznych, przed oczami od razu stają mi obrazy z klasycznych filmów, w których Humphrey Bogart wcielał się w Philipa Marlowe’a lub Sama Spade – oraz z Blade Runnera. Chociaż z tym ostatnim P.I. – co chyba oczywiste – nie ma nic wspólnego, to już z klimatem klasycznego kina Noire – jak najbardziej. Zarówno ilustracja na okładce, jak i cała szata graficzna gry stanowi gustowny pastisz tego, czego każdy chyba spodziewa się po opowieści o detektywie w Fedorze.
Wallace w wersji Noire
Poza krótką instrukcją, w pudełku znajdziemy całkiem spory stos grubych, solidnych kafli, na których przedstawiono różne zbrodnie oraz potencjalnych złoczyńców. Dodatkowo, otrzymujemy również dwie talie kart (obie składają się z kart lokacji, podejrzanych oraz przestępstw), drewniane kostki i okrągłe znaczniki oraz żetony w czterech kolorach – po jednym dla każdego z graczy. Poza powyższym, jest również plansza, przedstawiająca miasto, w którym każdy z graczy będzie próbował wybadać wszystkie szczegóły zbrodni, na której trop trafił jego detektyw.
Do wykonania nie sposób za bardzo się przyczepić. Wszystkie elementy wykonano solidnie, chociaż – co jest już pewną tradycją w przypadku gier Martina Wallace’a – instrukcja mogłaby być nieco jaśniejsza. Odnoszę wrażenie, że początkujący gracz mógłby mieć pewne problemy ze zrozumieniem kilku zawartych w niej zasad.
Cluedo plus Mastermind
Zasady P.I. można na szybko opisać, przywołując właśnie te dwa tytuły. Każdy z graczy będzie musiał rozwikłać swoją własną zbrodnię – czyli rozpoznać trzy karty (lokacji, przestępstwa i podejrzanego), będące w posiadaniu gracza, siedzącego po jego lewej stronie. Co ciekawe, nie ma zatem w P.I. jednej zagadki, którą rozwikłać próbują wszyscy. Każdy pracuję nad swoja własną – co wcale nie znaczy, że między graczami nie zachodzi interakcja.
Podążać za tropem można na dwa sposoby: badając określone lokacje (otrzymujemy wtedy wskazówki od osoby, która posiada „nasze” karty) lub podejmując jedną z kart leżących obok planszy. Na kartach przestawiono konkretne lokacje, postaci i przestępstwa. Również i w tym przypadku otrzymujemy wskazówki od gracza po naszej prawej stronie – dotyczą one jednak jedynie pobranej przez nas karty.
Gra toczy się przez trzy kolejne rundy – czyli każdy stara się rozwikłać trzy kolejne sprawy. Przed każdą z nich kafle podejrzanych i przestępstw usuwane są z planszy i ponownie losowo rozkładane, a każdy z graczy otrzymuje nową sprawę do rozwikłania. W zależności od szybkości i celności naszej analizy, za każdą ze spraw otrzymujemy punkty, których suma – na koniec gry – decyduje o zwycięstwie.
Optymalizator w Fedorze
W P.I. udało mi się zagrać kilka razy jeszcze w Essen – co oznacza, że miałem okazję przyjrzeć się reakcjom graczy innych niż ci, z którymi gram na co dzień i do których przywykłem. Gra wzbudzała mieszane emocje, choć za każdym razem, gdy ktoś odchodził od stołu niezadowolony, powód był ten sam: prostota.
Faktycznie, P.I. (jak napisałem we wstępie) to gra bardzo prosta, ale – przynajmniej w mojej ocenie – niepozbawiona uroku oraz klimatu. Chociaż proste mechanizmy nieco utrudniają jego odczucie, to już sama oprawa, przy odrobinie dobrej woli, potrafi naprawdę podziałać na wyobraźnię. Jeśli chodzi o same mechanizmy rozgrywki, to wszystko działa w P.I. jak trzeba – i chociaż każdy pracuję trochę nad swoim „pasjansem”, to istnieje kilka sposobów na to, by innym detektywom (tym najbliższym rozwikłania swej zagadki) nieco utrudnić życie.
Nie sądzę, by P.I. mógł stać się daniem głównym planszowego wieczoru – chyba że w towarzystwie lubiącym tytuły inteligentne, ale nieco lżejsze. Miłośnicy prostszych gier dedukcyjnych oraz klimatu lat czterdziestych minionego wieku z pewnością polubią P.I. Ci, którzy liczyli na grę pokroju choćby Age of Industry czy Byzantium będą musieli jeszcze trochę poczekać.
#planszowki http://t.co/YSUb2LEO Pierwsza recenzja jednej z gier prosto z targów Spiel 2012. P.I. Martina… http://t.co/IhWyijlF