No właśnie, dlaczego? W tym roku mija 100 lat, od kiedy gry bitewne trafiły pod strzechy. Ich wpływ na współczesny świat, rozrywkę, ale też sposób prowadzenia wojen, jest ogromny i niedoceniany. A dzisiejsi gracze Warhammera, Neuroshimy czy Ogniem i Mieczem zwykle nie zdają sobie sprawy, że ulubione hobby zawdzięczają klasykowi fantastyki, H. G. Wellsowi.
Herbert George Wells był jednym z najsłynniejszych pisarzy, prekursorów fantastyki naukowej i wielkich wizjonerów. Wpływ takich dzieł, jak Wojna światów, Niewidzialny człowiek czy Wyspa doktora Moreau na kulturę widać choćby w liczbie ich adaptacji i hollywoodzkich ekranizacji. Jednak w większości biografii tego autora ze świecą szukać opublikowanej w roku 1913 książki Little Wars, która stała się kamieniem milowym w historii gier bitewnych. Jak napisał sam autor, był to system służący rozgrywaniu bitew, za pomocą figurek żołnierzy, dla – „chłopców od lat dwunastu do stu pięćdziesięciu i dla bardziej inteligentnych dziewcząt, które lubią chłopięce gry i książki”.
Urokliwa zabawa żołnierzykami
Oczywiście nie była to pierwsza tego typu gra, ani nawet debiut Wellsa w tym temacie, jednak żadna wcześniejsza gra nie zdobyła aż takiej popularności. Little Wars łączył w sobie piękne żołnierzyki, domki i lasy oraz element losowy ze zręcznościowym. Ten ostatni pojawił się, gdyż Wells chciał, aby część rzeczy realnie „działa się” na planszy, zamiast w postaci enigmatycznego rzutu kostką. Dlatego np. armaty przewracały żołnierzy, wystrzeliwując małe kule za pomocą sprężyny lub gumki. Dzięki temu powstało połączenie gry strategicznej i zręcznościowej. Ta „mechanika” pozostaje nadal żywa. Co najmniej w jednym warszawskim klubie modelarskim po dziś dzień rozgrywa się bitwy pancerne z użyciem sprężynowych „strzelawek” którymi trafić należy czołg przeciwnika. Wróćmy jednak do rocznicy.
Wells wydał swoją grę drukiem i w krótkim czasie stała się ona bardzo popularną rozrywką ludzi kulturalnych i dobrze sytuowanych. Zgodnie z sugestią autora, bawiły się nie tylko dzieci, ale stateczni dżentelmeni. Wells liczył na to, że bezkrwawe walki i radość ze zwycięstwa w jego Małych wojnach odciągnie myśli ludzi od Wielkiej Wojny, jej coraz bardziej odhumanizowanej wersji, pełnej min, artylerii i karabinów maszynowych. Niestety już w 1914 roku przekonał się, jak bardzo płonne to były nadzieje.
Gry wojenne
O ile Little Wars miała od wojny odciągać, to drugi z wielkich filarów wargamingu powstał właśnie do ćwiczenia oficerów w prowadzeniu prawdziwych wojen. Kriegsspiel został wydany w 1824 roku w Berlinie, przez pruskiego oficera, barona Johanna von Reisswitza, w oparciu o reguły stworzone jeszcze przez jego ojca. Gra trafiła na sprzyjający moment reformy pruskiej armii. Szef sztabu, Helmuth von Moltke postanowił postawić na edukację oficerów, ćwiczenie ich inicjatywy i samodzielności. Kriegsspiel nadawał się do tego idealnie, będąc bardzo szczegółową symulacją starć oddziałów reprezentowanych przez żetony przemieszczane na mapach sztabowych. Zasady bardzo szczegółowo określały nie tylko możliwości poszczególnych rodzajów wojska, ale też wpływ terenu, pogody i innych czynników niezależnych od dowódcy. Gra zdobyła szybko wielką popularność wśród oficerów, przyczyniając się najprawdopodobniej do wielkich sukcesów pruskiej armii w drugiej połowie XIX wieku. Nic dziwnego, że podobne gry trafiły do programu uczelni wojskowych na całym świecie i są wykorzystywane po dziś dzień. Zresztą nie tylko gry.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę jak bardzo Kriegsspiel wpłynął na wojsko. Ot, choćby zwyczaj zaznaczania jednostek własnych i wrogich jako czerwone i granatowe prostokąty, to właśnie pomysł zapożyczony z tej gry, podobnie jak oznaczanie poszczególnych rodzajów wojsk poprzez ustalone kombinacje kolorów, ukośnych i prostych pól, oraz liczb na nich umieszczonych. Dzisiejsze, cyfrowe mapy sztabowe to prawdziwy Kriegsspiel, czyli dosłownie „gra wojenna”.
Bitewniaki kontra hippisi
Gry bitewne, zarówno figurowo-modelowe, jak i posługujące się wszelkiej maści żetonami, cieszyły się niesłabnącą popularnością. Milowym krokiem były lata pięćdziesiąte minionego wieku, gdy na rynku pojawiały się masowo wojenne gry planszowe, reprezentujące wielkie starcia realnych, lub fikcyjnych konfliktów. Wśród nich było popularne do dziś Ryzyko. Nie można też zapomnieć o firmie Avalon Hill, która wprowadziła pewne kluczowe innowacje, takie jak siatka heksagonalna, będąca niemal symbolem strategii planszowych, oraz tabele rezultatów walki. Wynik starcia był w nich zależny nie tylko od rzutu kostką, ale też od różnicy parametrów walczących jednostek, oraz od ich rodzaju. To jednak kwestia dotycząca bardziej planszówek, a my wracajmy do figurek.
Prawdziwym dopalaczem dla popularności strategii figurkowych było pojawienie się w 1952 roku specjalnych figurek żołnierzy i modeli przeznaczonych do grania. Były one wykonane w skali 54mm i różniły się znacznie od zabawkowych, ołowianych żołnierzyków. A ponieważ nadciągały czasy wszechogarniającej plastikomanii, szybko pojawiły się, znacznie tańsze, figurki plastikowe. Drugi czynnik znacznie popularyzujący ten rodzaj rozrywki to, paradoksalnie, kontrkultura hippisów i jej pacyfistyczna filozofia. W kontrze do niej, wśród młodzieży amerykańskiej klasy średniej rosła popularność wszelkich gier wojennych. Trzeci impuls, to odkrycie, że ludzie grający w gry bitewne i interesujący się fantastyką to bardzo zbliżone środowiska. To lata sześćdziesiąte były okresem narodzin wielkich konwentów fantastyki, pierwszego pojawienia się serialu Star Trek w telewizji oraz masowego wydawania tekstów Howarda i Tolkiena w tomach w miękkich oprawach (co miało znaczny wpływ na ich cenę).
Lochy, smoki, kolczugi i młotki
Od tego już całkiem niedaleko do roku 1968 i konwentu MidWest GenCon, na którym pojawiła się gra figurkowo-strategiczna gra Chainmail, osadzona w realiach średniowiecznej Europy. Chainmail nie byłaby niczym wyjątkowym w swym czasie, gdyby nie osobliwy dodatek, zawierający zasady gry fantastycznymi rasami, takimi jak elfy czy krasnoludy. A kto z was zna historię, ten wie, że od Chainmail prosta droga wiedzie do roku 1973 i przodka wszelkich gier fabularnych, czyli do Dungeons&Dragons. Gry fabularne na wiele lat przyćmiły swym blaskiem gry strategiczne, zwłaszcza w temacie systemów figurkowych. Kolejnym ciosem w plecy wargamingu były komputery, dzięki którym można było się cieszyć grami strategicznymi bez szukania partnera i ślęczenia nad zasadami.
Wkrótce jednak nadeszły lata osiemdziesiąte, a wraz z nimi nasza historia zatoczyła koło i wróciliśmy do Anglii. Tu pewna brytyjska firma, wydająca dotąd produkty związane z grami fabularnymi spod szyldu Dungeons&Dragons i Call of Cthulhu postanowiła ruszyć z własnym produktem i w 1983 roku wydała Warhammer Fantasy Battle, a kilka lat później Warhammer 40 0000. Firma postawiła na interesujące, bogate modele i coraz prostsze zasady, osiągając ogromny sukces komercyjny i wpływając na popularyzację tego hobby.
Tak powróciliśmy do ojczyzny Herberta George’a Wellsa. To właśnie jemu zawdzięczamy wprowadzenie do gier strategicznych figurek żołnierzy, modeli budynków i innych elementów, mających pobudzić wyobraźnię graczy i wzbogacić estetyczne walory tego hobby. Sto lat po premierze Little Wars, małe wojny trwają na stołach i podłogach nieprzebranej rzeszy entuzjastów.
Są wśród nich zwolennicy dynamicznej zabawy w stylu Warhammera, będącego spadkobiercami Little Wars, ale też wielbiciele realistycznych i historycznych rozgrywek w Ogniem i Mieczem czy Main Panzer, którym znacznie bliżej do Kriegsspiel. Każdy z nas, czy to wielbiciel starożytności, współczesności, magii czy space opery, znajdzie dziś grę dla siebie. A wszystko to, moim zdaniem, zasługa autora Wojny Światów i Małych Wojen. Radośnie świętujmy więc setny jubileusz naszego hobby i grajmy dużo i często!
Czego sobie i Wam życzę.
Fajna historia bitewniaków figurkowych w pigułce to tylko nie zgadza mi się to 100 lecie hobby, bo faktycznie mamy 100 lat od Little Wars, ale sami wspominacie, że początki bitewniaków (szkolenie oficerów) to początek XIX w., więc chyba raczej trzeba mówić o blisko 200-letnim hobby
Pozdrawiam,
Kristobald
Dzięki Kristobald. Cieszę się że tekst przypadł Ci do gustu, ale w tytule nie ma błędu.
Początki bitewniaków można by pewnie ciągnąć jeszcze wcześniej niż 200 lat. Ale jak w tytule, mija 100 lat GIER FIGURKOWYCH, takich jakie znamy do dziś, bowiem to właśnie Wellsowi przypisuje się połączenie gry strategicznej w stylu Kriegsspil z figurkami, modelami i innymi makietami.
Tak więc obchodzimy stulecie gier figurkowych, czy figurkowo-bitewnych. Do dwustulecie bitewniaków, licząc od pruskiego pierwowzoru, minie za 11 lat, ale już za rok możemy obchodzić 190 rocznicę. 😉
Ja też z przyjemnością przeczytałem artykuł, chociaż to taka skrócona, szybka podróż. Nawiasem mówiąc nie przypuszczałem, że Wells miał tyle wolnego czasu, żeby zajmować się bitewniakami…