Oto największa groza wszechświata. „Rak toczący Imperium”, jak nazwał ich Inkwizytor Czevak. Ci, którzy pożerają, żeby się rozwijać i rozwijają się, aby pożerać. Ci, którzy nie akceptują sojuszy, nawet pomiędzy różnymi flotami własnego gatunku. Stworzenia tak inteligentne i przebiegłe, że nie zadają sobie trudu, by odbierać lub wysyłać komunikaty, informacje czy błagania o litość. Żywe machiny do zabijania. Perfekcyjni drapieżcy.
Przerażająca wizja, prawda? Kto by chciał zostać dowódcą tak nieokiełznanej siły bojowej? I być kojarzonym z czystą animizacją komunizmu?
Chyba każdy. No, przynajmniej spore grono odbiorców.
Dlatego nie do końca rozumiem, dlaczego w tym sezonie, pomimo wcale nie malejącej popularności, postawiono na ocieplanie wizerunku Tyranidów.
Proszę nie zrozumieć mnie źle, ja absolutnie nie narzekam! Mnie się ta konwencja naprawdę bardzo podoba. Czyż nie przyjemniej jest grać armią, która jest tak szczerze z siebie zadowolona i szerzy swoją radość pośród nieustającej wojny i rozpaczy Czterdziestego Milenium? W końcu główna zasada treningu osobowości głosi: najpierw sam bądź szczęśliwy, wtedy będziesz zdolny uszczęśliwiać innych. Nowi Tyranidzi to właśnie robią. Niech za przykład posłuży nam ten majestatyczny Exocrine. Exocrine jest wyraźnie dumny ze swojego potężnego działa, które wyrasta mu prosto z pleców. W trzech parach oczu owego działa również widać czający się błysk zadowolenia z takiego, a nie innego przydziału. Symbioza pomiędzy tymi dwoma organizmami kwitnie w najlepsze i przekłada się to na funkcjonowanie całego Roju. Dobra robota, Exocrine!
Gwoździem programu, moim przynajmniej zdaniem, jest jednak legendarna Harpia. Dlaczego legendarna? Bowiem jej postać od długiego czasu funkcjonuje już w świadomości graczy i każdy jej nieobecność wśród dostępnych modeli przeżywał na swój sposób: jedni poddawali konwersji Trygony lub Ravenery, kierowani swoim własnym wyobrażeniem o pięknie Harpii, inni posługiwali się proxami, by móc wprowadzić ją do walki a pozostali po prostu śnili fantasmagoryczne sny o uczuciu, jakie mogłoby im towarzyszyć, gdyby postraszyli swojego przeciwnika tym latającym wężem. W końcu Games Workshop poratował ich wszystkich, wprowadzając na scenę stwora, który swym uśmiechem rozbraja najtwardszych drani i roztapia najzimniejsze serca (już nie wspominając o tym, że moim oczom ukazało się słówko „Happy” zamiast „Harpy”, oczywiście w wyniku przywidzenia, jednak i tak dobry humor nie opuścił mnie już do końca dnia).
Już sama Harpia jest wystarczająco prześliczna, by osłodzić myśl o Tyranidach, ale w tym sorcie GW poszło o krok dalej i według poprawnego politycznie rozumowania, nie zatrzymało się jedynie na cechach zewnętrznych. Postanowiono pokazać, jak niesamowicie rodzinna potrafi być Flota Rój. I tak oto siostra Harpii – Kumoszka Roju – nie dość, że uśmiechnięta, to jeszcze jaka opiekuńcza! (Dla leniwców: „crone” – ang. kumoszka, baba, starowina. Kumoszka – matka chrzestna w stosunku do ojca chrzestnego i do rodziców dziecka lub matka dziecka w stosunku do jego rodziców chrzestnych / sjp.pl). Niesie pod tymi swoimi skrzydełkami chrzestne dzieci (roztacza nad nimi opiekuńcze skrzydła, jakież to głębokie!), dopiero co urodzone przez Królową, żeby mogły sobie popatrzeć na zabawę z góry. Nie ma mocniejszego chwytu reklamowego, niż obraz kompletnej rodziny! Jeśli ostał się ktoś, kto wciąż uważa Tyranidów za krwiożercze monstra, to musi być po prostu socjopatą, bo takiego wizerunku niejeden premier mógłby pozazdrościć!
Podsumowując, od teraz prowadzenie Tyranidów stanie się dla mnie zdecydowanie łatwiejsze, ponieważ ogarnęło mnie głębokie przekonanie, że każdy Ultramarine, który awansuje do rangi śniadania, w chwili swej śmierci będzie jednak szczęśliwy, bo przecież trudno nie zarazić się czyimś uśmiechem, a szczególnie AŻ tak szerokim i szczerym, jaki prezentuje nam (chyba specjalnie wprowadzony w tym celu do armii) Haruspex.
Przytulisz ‚nida? http://t.co/zV2fQQErYd #wargaming #pokafigsa
Animizacją komunizmu jest bardziej Tau
e7i2mg