WD_Ikona

recenzje

Martwe Trupy

Recenzja gry The Walking Dead: The Board Game

Tytuł Żywe Trupy jeszcze kilka lat temu znany był tylko miłośnikom komiksów. Mroczna, stylowa i dramatyczna opowieść obrazkowa doczekała się w 2010 roku adaptacji telewizyjnej, a ta z kolei stała się podstawą powstania kilku gier bez prądu. Nim jednak ujrzeliśmy na planszach i kartach zdjęcia postaci serialowych, na sklepowe półki trafiła gra oparta wyłącznie na komiksie Roberta Kirkmana – i to ją właśnie biorę dziś na warsztat.
Komiksów raczej nie czytam – choć Żywe Trupy niemal od początku swego powstania stanowiły jeden z dwóch wyjątków, stanowiących (wedle mądrości głęboko ukrytej w głupawych porzekadłach) rzekome potwierdzenie tej życiowej reguły. Nowatorskie podejście do tematu, ciekawie zarysowane postaci i wciągająca opowieść spowodowały, że od oryginalnej wersji The Walking Dead wprost nie mogłem się oderwać. Oczywiście, sięgając po opartą na komiksie grę nie spodziewałem się odtworzenia wszystkiego tego, co tak oczarowało mnie w materiale źródłowym, ale i tak to, co znalazłem przerosło me najśmielsze oczekiwania.

Galeria bohaterów Żywych Trupów.
Galeria bohaterów Żywych Trupów.

Trumna z kartonu

Poziom wykonania The Walking Dead: The Board Game nie odbiega zanadto od tego, do czego przyzwyczaił nas wydawca, czyli Z-Man Games. Oznacza to, że o ile nie mamy do czynienia z przedrukiem wydanego oryginalnie w Niemczech lub we Francji tytułu, czeka nas bliskie spotkanie z wątpliwej jakości elementami. Nie inaczej jest w przypadku planszowych Żywych Trupów, które – poza wykorzystaniem oryginalnych ilustracji Charliego Adlarda (i kilku rysunków, które stylizowano na jego kreskę) raczej zawodzą i zniechęcają. Co znajdziemy w pudełku?

Szaro-burą, całkiem klimatyczną, ale jednak mocno zniechęcającą swoją zbytnią prostotą planszę główną, podzieloną na heksagonalne pola. Cienkie, jednostronne i brzydkie jak noc plansze grup walczących o przetrwanie mieszkańców postapokaliptycznej Ameryki. Spory stos niskiej jakości kart, których czarne brzegi wystrzępią się lekko już po pierwszym przetasowaniu. Rzeszę żetonów – w większości jednostronnych (poza żetonami zombiaków, które z powodów ujawnionych poniżej musiały być drukowane dwustronnie). Kartoniki postaci, które wpinać będziemy w kartonowe podstawki, tworząc rozpadające się na każdym kroku figurki. Kości w czterech kolorach z nadrukowanymi znaczkami – znaczki już mi się lekko pościerały, a grałem zaledwie sześć razy. Instrukcję w formacie komiksu (to akurat pomysł całkiem fajny – wykorzystany również np. w Sentinels of the Multiverse), napisaną niejasno i niedbale, niezawierającą kilku dość kluczowych informacji (co akurat jest pomysłem okropnym – chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego).

Dlaczego powyższej wyliczanki nie urozmaiciłem chociażby zmienną strukturą kolejnych zdań? Chciałem, żeby powiało z niej nudą i brakiem nadziei na lepsze jutro – to bowiem uczucia, które będą towarzyszyć nam w czasie partii w The Walking Dead.

Stos kości - fajnych, ale łatwo ścieralnych.
Stos kości – fajnych, ale łatwo ścieralnych.

Obolałe kości

Walking Dead od Z-Man Games to w założeniu mocno konfrontacyjna, przygodowa gra kościana o nieskomplikowanych zasadach. Aby zwyciężyć, należy znaleźć dla naszych ludzi bezpieczne schronienie, a czynimy to na zasadzie wyścigu. Kto pierwszy odwiedzi trzy wylosowane lokacje (i wykona wypunktowane na kartach zadania), ten wygra, skazując pozostałych graczy na zjedzenie przez żywe trupy.

W swojej turze gracz porusza się po planszy – może przy tym pokonać do trzech pól. Jeśli wkracza na pole puste – nic się nie dzieje, ale ilekroć pozostawia puste pole za sobą, musi położyć na nim wylosowany żeton zombie. Żeton ów skrywa pewną liczbę głodnych truposzy, z którymi będzie się musiał zmierzyć każdy, kto na tak zasiedlone pole później wkroczy. Jeśli pole, na które wkroczymy zawiera co najmniej jeden symbol zasobu, to przyjdzie nam zatrzymać się i za każdy zasób pociągnąć kartę spotkania.

Karty spotkań zwykle wymagają rzutu kośćmi i uzyskania odpowiedniego wyniku, składającego się z danej liczby symboli. W grze występują trzy rodzaje kości głównych (czerwone, niebieskie i zielone), na których rozlokowano symbole walki, akcji i symbole-jokery. Dodatkowo, do rzutu możemy dodać jeszcze specjalną kość amunicji, jeśli zdecydujemy się w rzut zainwestować kilka z posiadanych na stanie nabojów (to jeden z trzech naszych zasobów – pozostałe to leczące naszych ludzi jedzenie i pozwalające na dodatkowy ruch paliwo). Przed rzutem tworzymy pulę kości, poprzez pobranie liczby sześcianów przedstawionych na karcie przywódcy naszej kompanii oraz wszelkich pomocników, których udało nam się nabrać po drodze. Dodać tu należy, że większość postaci (poza pulą kości) dysponuje również specjalnymi zdolnościami – nie stwierdziłem jednak pośród nich niczego, co pozwalałoby nam manipulować wynikami rzucanych kostek.

Żarłoczne hordy zombie.
Żarłoczne hordy zombie.

Opuszczona mogiła

Trzeba przyznać, założenia The Walking Dead są całkiem niezłe. Poruszamy się po mapie, pozostawiając za sobą stado wygłodniałych zombiaków (niejednokrotnie utrudniając tym innym graczom dotarcie do ich celu) i wykonujemy zadania, które zapewniają nam zasoby, specjalne zdolność lub dodatkowych członków drużyny. Niestety, wszystko to działa dobrze tylko na papierze.

Naczelnym problemem gry są właśnie owe spotkania. Na początku nasza pula kości jest niewielka, a większość specjalnych zdolności nie daje nam żadnego pola manewru w kwestii wyników. Oznacza to, że pechowo dobrane karty wydarzeń mogą naszą drużynę zjeść w kilka tur, nie dając żadnej nadziei na odmianę losu – jeśli bowiem potrzebujemy wyników, których na naszych kościach jest po prostu za mało, to pewnych zadań nigdy nie uda nam się wypełnić. Równocześnie, któryś z przeciwników może napotkać sytuację zupełnie odwrotną. Oto jego kolejne zadania idealnie pasują do puli kości, co powoduje raptowny przyrost jego liczby zasobów, zapewnia nowych członków drużyny, zwiększa pule i powoduje, że szybko adwersarz staje się niepokonany.

Do powyższego warto dodać jeszcze jeden problem gry – jeśli usiądziemy do niej w więcej niż trzy osoby, to czas oczekiwania na swoją kolejkę wydłuży się niemiłosiernie. Jeśli natomiast dodamy do tego karty zadań, które zmuszają nas do utraty kolejki, to czas oczekiwania między swoimi turami potrafi dorosnąć do rozmiarów iście absurdalnych.

Widzicie strach na twarzy Glenna? Perspektywa kolejnych partii zdecydowanie go wywołuje.
Widzicie strach na twarzy Glenna? Perspektywa kolejnych partii zdecydowanie go wywołuje.

Krwawy napis na murze

Żywe Trupy to dość popularny komiks i chyba jeszcze popularniejszy dziś serial. Trudno się dziwić zatem, że Z-Man przygotował dodruk związanej ze znanym tytułem gry. Recenzja ta nigdy by nie powstała, gdyby nie groźba, jaka w związku z tym zawisła nad wszelkimi fanami zombiaków i gier bez prądu. A jest to groźba okrutna.

Mimo swego głębokiego rozczarowania, chciałem znaleźć jasne punkty The Walking Dead: The Board Game. Znalazłem tak naprawdę tylko jeden: oryginalne, wyciągnięte wprost z paneli komiksu grafiki. Planszowych Żywych Trupów nie potrafię polecić z czystym sercem chyba nikomu – może poza najzagorzalszymi fanami komiksu czy serialu, którzy po prostu chcą mieć na półce wszystkie związane z ukochanym medium (u)twory – choć przecież łatwo o gry o podobnej tematyce, a dużo lepsze. I choć sam jestem fanem gier przygodowych, choć lubię kości i komiks Kirkmana, to jednak przez twórców gry czuję się raczej oszukany.

A propos oszustwa: sam jestem tu trochę winien, bo w The Walking Dead znalazłem jeszcze jedną cechę pozytywną. Rozgrywając kolejne partie, próbując odnaleźć w Żywych Trupach choćby ślady gry jeśli nie dobrej, to chociaż przeciętnej i wiecznie czekając na swoją turę, utwierdziłem się w pewnym przekonaniu:
Prawdziwa zombie-apokalipsa nie może być dużo gorsza.

Nawet Herschel stracił już nadzieję...
Nawet Herschel stracił już nadzieję…

Autor

Błażej Kubacki

Miłośnik lit­er­atury, his­torii, fan­tastyki, gier fab­u­larnych i – oczy­wiś­cie – plan­szowych oraz kar­cianych. Autor blogu Plan­szuf­fka i redak­tor naczelny ser­wisu grybezprądu.pl.